Barcelona

Barcelona
Widok ze wzgórza Tibidabo

W końcu nadeszła okazja, żeby rozwinąć na tym blogu kącik podróżniczy. Tak się złożyło, że na początku miesiąca miałam okazję wybrać się do Barcelony. Była to trochę dogrywka poprzedniego wyjazdu, który nie do końca wyszedł, tak jak było to planowane. Odbył się on w zeszłym roku, więc w okolicy za wiele się nie zmieniło i pozwolę sobie pomieszać zdjęcia i wrażenie z obu wycieczek ;)

Klasycznie zacznę od przeglądu atrakcji. Kolejność jest dość przypadkowa, żeby przemieszać zachwyty z narzekaniem i zachować balans w przyrodzie. Zostawiam też linki do oficjalnych sklepów z biletami, bo raz prawie się nacięłam na 2 razy droższe wejściówki na stronie, która nawet nie wiem, czy sprzedawała prawdziwe bilety.

Sagrada Familia

Myślę, że jest to miejsce, którego nie może zabraknąć w planie podróży do Barcelony - zaryzykowałabym stwierdzenie, że to jedyne takie miejsce w całym mieście. Wiele tu jest do podziwiania od zewnątrz, ale szczerze mówiąc, bardziej zachwyciło mnie wnętrze z kolorowymi witrażami.

Byłam na wycieczce z przewodnikiem, i tutaj też nie mam zastrzeżeń - wszystko przeszło sprawnie, można się było dużo dowiedzieć i zwrócić uwagę na detale, których może samemu by się nie dostrzegło.

Miałam okazję też wejść na jedną z wież - ciężko z niej o dobre widoki, ale przynajmniej można było przyjrzeć się bliżej ozdobom na innych wieżach. I poćwiczyć trochę nogi na schodach.

Jedna ważna rzecz, o której trzeba pamiętać: bilety wyprzedają się z dużym wyprzedzeniem, więc najlepiej szukać wolnych terminów ok. miesiąc wcześniej, możliwe, że latem nawet wcześniej. Bilety są sprzedawane na oficjalnej stronie.

Zamek Montjuïc

Pamiętam z tego miejsca 3 rzeczy:

  • długą kolejkę do wejścia,
  • że praktycznie nic w środku nie było do obejrzenia
  • i mewy

Po drodze są też niezłe miejsca z widokiem na morze, ale sam zamek nie jest specjalnie ciekawy.

Casa Milà

Kolejne z dzieł Gaudiego, tym razem ukończone i mieszkalne - to znaczy, kiedyś było zamieszkałe, teraz całe jest udostępnione do zwiedzania.

Oceniam to miejsce całkiem dobrze. Można poznać strzępki lokalnej historii, przyjrzeć się rozwiązaniom architektonicznym (niestety, nie można było zejść do garażu podziemnego, który jak ja początek XX wieku był sporą innowacją), w wielu pomieszczeniach też są pozostawione oryginalne meble.

Można również wejść na taras i tutaj szczerze wątpię, że nierówna podłoga o małych schodków to przejaw funkcjonalności 😅 Z architektem już nie ma jak o tym dyskutować, więc jedyne co mogę poradzić, to wygodne buty. I nastawienie się na dużo schodów po drodze, ale... w Barcelonie jest po prostu dużo schodów. Serio.

Odstraszać od zwiedzania może cena (minimum 25 euro). Trudno mi powiedzieć tak ogólnie, czy wejście jest faktycznie warte tej ceny, ale jeśli chcecie "odhaczyć" chociaż jeden z domów zaprojektowanych przez Gaudiego, to wybrałabym ten.

Oficjalna strona: https://www.lapedrera.com/

Casa Battló

Tu już zaczynamy wchodzić na tereny tak zwanych "pułapek na turystów". To znaczy, dom jest oczywiście prawdziwy, ale sam sposób zwiedzania, czy nawet kupowania biletów przypomina, że idziesz tam, żeby wydać pieniądze.

Wiecie jak to jest w muzeach: płacicie bilet, może macie opcję droższego biletu na wycieczkę z przewodnikiem, zwiedzacie, a na koniec jesteście zmuszeni do przejścia przez sklepik muzealny. Koniec.

Tutaj zaczynamy od wyboru typu biletu. Dla zwiedzania w dzień jest ich cztery: niebieski, srebrny, złoty, platynowy. Ludzie w różnych opiniach polecają wziąć droższe opcje, i dlatego skusiliśmy się na bilet złoty (droższy o 10 euro od zwykłego). Przy kupowaniu biletu można sobie kupić "priority pass" za 6 euro, prawie jak w tanich liniach lotniczych. Do wyboru jest też kieliszek cavy na tarasie za kolejne kilka euro.

Pierwszym punktem wycieczki (jak się okazało później, tylko dla tych, którzy zapłacili więcej) była... w sumie nie wiem jak to nazwać. Byliśmy w ciemnym pomieszczeniu z ruchomym chodnikiem, dookoła nas były figurki roślin, grzybów, zwierząt i Gaudiego. Świeciły też kolorowe światła. Całość wyglądała może nawet ładnie, ale nie miało to w sobie innej treści niż "Gaudí inspirował się naturą, teraz stój na ruchomym kółku przez 3 minuty".

Kolejnym "bonusem" był tablet zamiast klasycznego audioprzewodnika. Oprócz tekstu czytanego, który był dostępny również po polsku (tu akurat plus), tablet miał aplikację AR która wyświetlała animacje w kilku pomieszczeniach oraz... meble. W przeciwieństwie do Casa Milà, tutaj prawie wszystkie meble zostały usunięte z wnętrza, pewnie po to, by zapewnić jak najwięcej miejsca dla przechodzących tłumów; także poza jednym pokojem (tak, tak, też dostępnym tylko z droższym biletem) chodziliśmy głównie po korytarzach wypełnionych niemal tylko i wyłącznie innymi ludźmi. Sam przewodnik też średnio przypadł mi do gustu, zwłaszcza przez segmenty, które były wypowiadane przez sam dom (?) i nie niosły za sobą żadnych informacji.

Na koniec zwiedzania można obejrzeć tzw. "Gaudí Cube". Zwiedzający są zamykani w pomieszczeniu, gdzie na ścianach i suficie wyświetla się animacja, która przypomina kalejdoskop złożony z dzieł Gaudiego. Może ładne, ale generalnie wszystkie współczesne dodatki i wystawy (włączając animowane NFT), tablety AR itd. wydawały się być takimi upchanymi na siłę dodatkami, które odwracają uwagę od samego domu i jego historii. Jeśli odwiedzam jakieś miejsce na żywo, to wolałabym nie spędzać połowy tego czasu, patrząc się na ekrany 😄

Wyjątkiem mogą tutaj być nocne pokazy, gdzie owszem, mamy światełka, ale na budynku, więc jest to coś, co wykorzystuje fasadę budynku i postawione w innym miejscu dałoby inny efekt.

Museu Nacional d'Art

Jest to muzeum w stylu "typowe muzeum z obrazami i rzeźbami z różnych epok", także fani klasycznej sztuki z pewnością się tu odnajdą. Byłam tam 2 razy - raz w niedzielę, jako dzień z darmowym wejściem, i raz w tygodniu z biletem podstawowym za 2 euro (tutaj są szczegóły - z tego co rozumiem, ten tańszy bilet można kupić tylko na miejscu). Możecie się już po poprzednich sekcjach, że niespecjalnie lubię zatłoczone miejsca, więc od razu mówię: jeśli nie lubicie tłumów, wydajcie te parę euro, warto.

Jedną z dość nietypowych rzeczy wartych wspomnienia jest to, co zobaczycie na samym początku, czyli wystawa średniowieczna. Poza obrazami, rzeźbami, ołtarzami czy sarkofagami znajdują się tu freski z romańskich katalońskich kościołów przeniesione na ściany muzeum. Może dla kogoś, kto nie jest wielbicielem średniowiecznej sztuki, dwudziesty wizerunek Jezusa na Sądzie Ostatecznym będzie nudny, ale myślę, że przynajmniej kilka pierwszych sal warto obejrzeć uważniej i poczytać na miejscu, w jaki sposób ludziom udało się w ogóle te freski przenieść z jednej ściany na drugą.

MACBA

Czyli muzeum sztuki współczesnej. Jest dość małe, ale jeśli ktoś lubi sztukę współczesną, to nie powinien wyjść jakoś bardzo zawiedziony. Natomiast myślę, że część z wystaw wymaga albo znajomości języka (katalońskiego lub hiszpańskiego), albo przynajmniej pobieżnej znajomości historii tego regionu. Także nie jest to atrakcja dla każdego, ale nie oceniłabym jej źle, mimo że nie pałam wielką miłością do sztuki współczesnej (albo, inaczej - mam wyjątkowo wybiórczy gust w tej dziedzinie).

Parc de la Ciutadella

Park publiczny, odwiedzany zarówno przez turystów, jak i mieszkańców (a przynajmniej takie miałam wrażenie). Bardzo fajne miejsce, żeby odpocząć, rozłożyć się z kocem na trawie.

Częścią parku jest też mały ogród botaniczny.

Dużo odwiedzających zwraca uwagę na zielone papużki, które zadomowiły się w parku. Ale jak dla mnie show skradły zdecydowanie kaczki, pewnie dlatego, że byliśmy świadkami sytuacji, jak jedna kaczka krzyczy na drugą 😂

La Rambla

Ulica znana z tego, że jest znana. Większość miast ma takie miejsce - czy to plac, czy to deptak - gdzie zbiera się najwięcej ludzi, które jest uznawane za takie "serce miasta".

Problem z Ramblą polega na tym, że tych ludzi jest po prostu zbyt dużo. Październik niby nie jest szczytem sezonu, ale w niektórych punktach (jak Mercat de la Boqueria) wydawało mi się, że maksymalne stężenia człowieka na metr kwadratowy zostało już osiągnięte i nawet nie ma co próbować szukać dla siebie tam miejsca. Ze względu na popularność, podobno łatwo też trafić w tych okolicach na kieszonkowców - na szczęście mi nikt niczego nie ukradł (poza czasem).

Przechodząc cały deptak, widzieliśmy kilka ciekawszych elementów jak rzeźba smoka na jednym z budynków, ale nie odczułam, żeby samą architekturą La Rambla wyróżniała się na tle okolicy. Ot, jest szeroki chodnik, drzewa i stragany z prawdopodobnie za drogim jedzeniem.

Santa Maria del Mar

Witraż obok wejścia do kościoła

Jak można się łatwo domyślić, Sagrada Familia to nie jedyny kościół w Barcelonie. Bazylika Santa Maria del Mar powstała w XIV wieku, więc była to dość miła odmiana od modernizmu. Ponadto nie jest chyba bardzo popularną atrakcją, ponieważ w środku było zaledwie kilka, może kilkanaście osób.

W środku znajduje się kilka plansz z informacjami - ciężko mi ocenić, czy to wystarczające przedstawienie historii tego miejsca, bo akurat wtedy dość źle się czułam i głównie myślałam o tym, żeby wrócić do łózka, a nie czytać ściany tekstu.

Bilety kupuje się na miejscu - podstawowy kosztuje 5 euro, z wejściem na punkt widokowy 10. W ramach zwiedzania można przejść się po głównym poziomie katedry, balkonie i krypcie. Tylko od razu mówię, że w krypcie nic nie ma. To znaczy, jest salka z ławkami i telewizorem. Widać, że bazylika funkcjonuje jako normalny kościół parafialny, tylko lekko zaadaptowany dla turystów.

Park Güell

Dobra, chyba już w tym momencie nikogo nie zdziwi, jeśli powiem, że miejsce samo w sobie nie jest złe, ale jest w nim za dużo ludzi, w tym sprzedawców chińskich pamiątek. Bardzo ładnie oddaje to zestawienie zdjęcia głównej alejki ze zdjęciem zrobionym jakieś 3 minuty wcześniej w jednej z bocznych alejek:

Także nie dziwię się, że wszyscy poza mieszkańcami okolicznych dzielnic muszą zapłacić co wejście do parku - i to dość sporo, bo 18 euro. Można też dokupić wstęp do muzeum Gaudiego, urządzonego w domu, w którym mieszkał z rodziną. Muzeum jest malutkie, nie ma w środku zbyt wielu eksponatów, ale myślę, że jeśli się już jest na miejscu, to warto mu poświęcić chwilę - zwłaszcza, jeśli jest to pierwszy przystanek na trasie jego dzieł i nie słyszało się już 3 razy w ciągu tygodnia historii jego życia.

W samym parku można spędzić właściwie tyle czasu, ile się chce - można zrobić sobie krótki spacer w pobliżu wejścia, ale też można poświęcić 2-3 godziny na obejście wszystkich kluczowych punktów parku i chwilę odpoczynku. Może mniej, ale przynajmniej nam trochę ciężko było się odnaleźć przez niezbyt dobre oznaczenia ścieżek.

Co do najbardziej ikonicznych punktów, jak rzeźba smoka czy sala z kolumnami, to nawet nie miałam siły się tam pchać. Za to dla ciekawych znalazłam galerię zdjęć z czasów pandemii, kiedy podobno turystów w Barcelonie było mało ;)

Tibidabo

Jest to połączenie bardzo niecodzienne, bo koło siebie stoją kościół i wesołe miasteczko. Co więcej, ponad stuletnie wesołe miasteczko.

Nie ma się co oszukiwać: tutaj idzie się dla widoku. Biały kościół widać z dużej części miasta, więc nietrudno go zauważyć i zacząć się zastanawiać, co to za miejsce i czy da się tam wejść. Otóż, da się. Natomiast, pomimo sielskich widoków po drodze, nie polecam wchodzenia na pieszo - pokonaliśmy tyle schodów, że chyba przez 2 tygodnie nie mogłam patrzeć na żadne inne schody. Ale mogę obwiniać tylko siebie i brak porządnego researchu, bo w drodze powrotnej okazało się, że jedna z kolejek wjeżdżających na wzgórze jest częścią komunikacji miejskiej, więc można było z niej skorzystać w cenie biletu i bez zbyt dużej kolejki (to znaczy, takiej kolejki z ludzi).

Sama świątynia, Kościół Serca Jezusowego, ma dwa poziomy. Na niższym znajduje kaplica, gdzie odbywają się koncerty (trafiliśmy na występ chórku z... Czech), a na górnym właściwa świątynia, razem z placem i punktem widokowym. Jest on na tyle wysoko, że patrząc wprost, widać tylko niebo.

Poza skorzystaniem z karuzeli i innych atrakcji w parku, nie ma tutaj zbyt dużo do zrobienia. Ale jeśli nie ma się zbyt napiętego grafiku podróży, to jest to całkiem przyjemne miejsce na takie spokojniejsze zwiedzanie i podziwianie widoków.

Teatr Tivoli

Nie bardzo wiedziałam, czy umieszczać go na liście, bo nie do końca zwiedzaliśmy samo wnętrze, a byliśmy na spektaklu, dokładniej na "Upiorze w Operze".

Był to właściwie pierwszy raz, kiedy oglądałam musical na żywo. I faktycznie, samo widowisko robiło ogromne wrażenie - zarówno jeśli chodzi o talent wokalny aktorów, jak i samą aranżację sceny (a nawet można powiedzieć, że więcej niż sceny, bo w kilku scenach wykorzystano też miejsca na widowni). Nie powiedziałabym, że przez to zostałam fanką musicali, bo nie oglądałam od tego czasu żadnego innego, ale jak najbardziej, jak to się mówi, "rozumiem fenomen".

W tym momencie też bariera językowa zrobiła swoje, bo nie zrozumiałam tylu kwestii, ile bym chciała, ale wystarczyło to na tyle, żeby rozumieć, co się dzieje. Także mogę polecić wyjście na ten albo inny spektakl w dwóch przypadkach: albo ktoś świetnie zna język, albo zna już wersję oryginalną i przychodzi dla samej muzyki. Tak czy inaczej, było to ciekawe przeżycie i pewnie jedno z tych, które zapamiętam najlepiej z całego wyjazdu.


To by było na tyle, jeśli chodzi o atrakcje. Teraz pewnie przydałoby się to wszystko jakoś podsumować i odpowiedzieć na pytanie, czy warto się wybrać do Barcelony, czy nie.

I moja odpowiedź będzie bardzo wymijająca - to zależy. To zależy, czego się szuka. Jeśli ciepła i plaży, to pewnie jakieś mniejsze, typowo wypoczynkowe miejscowości mają więcej do zaoferowania. Jeśli spokoju... to zdecydowanie nie, pewnie lepiej by było nocować w innym miejscu i na przykład wybrać się do Barcelony na jednodniową wycieczkę, i to najlepiej zimą, kiedy pogoda i tak jest znacznie przyjemniejsza niż u nas (w grudniu trafił się nawet jeden dzień, kiedy mogłam chodzić bez bluzy). Jeśli dobrego jedzenia, to może źle trafiliśmy, ale też miałam wrażenie, że w Barcelonie trudno o coś faktycznie smacznego i wartego polecenia.

Nie będę mówić, że Barcelona jest brzydkim miastem, gdzie każdy nienawidzi turystów, bo to nieprawda. Ale biorąc pod uwagę komfort zarówno swój, jak i mieszkańców, nie warto tam jechać tylko dlatego, że można zrobić ładne zdjęcia na insta albo dlatego, że tylu znajomych już tam było i jeśli po prostu szukacie jakiegoś miejsca na wakacje czy city break bez konkretnych preferencji, to naprawdę polecam rozważyć inne miejsca. I tak samo, jeśli już wybieracie się do Barcelony z jakiegoś konkretniejszego powodu, na przykład jesteście wielbicielami architektury, albo kibicujecie FC Barcelonie i chcecie wejść na stadion, to bardzo zachęcam do dostosowaniu planu pod siebie i szukaniu tych miejsc, które wydają się Wam faktycznie ciekawe. Jak wspomniałam wcześniej, mało jest tutaj punktów, które można uznać za "must have", a zwiedzanie miejsc, które nas w ogóle nie interesują, ale idziemy tam, bo ktoś inny polecił albo pojawiły się w jakimś rankingu, jest po prostu męczące - zwłaszcza w mieście takim jak Barcelona, gdzie jesteś w tłumie innych ludzi i jeszcze musisz pilnować, żeby nie zostać okradzionym i też w inny sposób oszukanym. Także nie zachęcam, nie odradzam, ale apeluję o przemyślane podejmowanie decyzji ;) (i nie zwlekanie z rezerwacjami do ostatniej chwili, wasze portfele podziękują)