Towar luksusowy

Towar luksusowy

Kilka dni temu byłam świadkiem takiej oto scenki rodzajowej:

Było to jakoś w środku dnia na Nowej Hucie. Wsiadłam do tramwaju i chciałam sobie znaleźć miejsce do siedzenia, udało mi się zająć nawet pojedyncze miejsce, więc ominęła mnie przyjemność proszenia dziewczyn siedzących przy przeciwnym oknie, żeby zabrały swoje nogi i torebki z siedzeń obok. Natomiast średnio-starszy pan, który wsiadał za mną, z tej przyjemności skorzystał.

To była dość dziwna wymiana zdań, bo gość kulturalnie próbował tym dziewczynom wyjaśnić, że zachowują się niekulturalnie, a ta, do której należała torebka na siedzeniu, opowiadała komuś w telefonie (nawet nie tej koleżance, z którą jechała), że jakiś "dziad się jej czepia". Ale najdziwniejsza w tej sytuacji była ta torebka. Bo ja rozumiem, że jak się ma torbę z zakupami czy duży placek, to człowiek chętnie skorzysta z wolnego miejsca, żeby ją tam odłożyć. Ale ta torebka była wielkości nerki, tylko była zrobiona ze skóry (albo podróbki) i miała na sobie wielkie, złote logo. Dosłownie, jakby ta dziewczyna położyła ją celowo na widoku, żeby chwalić się, jaką ma super luksusową torebkę. Nie wiem, czy to była jej prawdziwy zamiar - nie zmienia to faktu, że jakoś tak ta torebka na wyróżnionym pustym miejscu w tramwaju wryła mi się w pamięć, a w głowie pojawiła się myśl "już wiem, o czym chcę coś napisać".


Zaczęłam się zastanawiać nad tym, co sprawia, że byłabym w stanie do danej rzeczy przyczepić etykietkę typu "luksusowa", "premium", "wartościowa" (raczej skupiłam się na szeroko pojętej branży modowej, ale możliwe, że przekłada się to też na inne dziedziny). Oczywiście, najłatwiej byłoby się kierować marką albo po prostu ceną, wychodząc z założenia, że skoro coś jest wystarczająco drogie, to musi mieć to przełożenie na jakość... Tylko, że nie do końca tak jest, i chyba nie trzeba przytaczać tutaj dowodów naukowych. Zdarza się też, że z biegiem lat marki mocno się zmieniają pod względem jakości, stylu, sposobu i miejsca produkcji, więc kierowanie się tylko i wyłącznie nazwą nie zawsze jest słuszne.

Wspomniałam o jakości, i przez chwilę chciałam na tym poprzestać. Bo przecież jeśli mamy coś, co służy nam przez lata, jest wykonane z dobrych materiałów, to chyba już znaczy, że mówimy zdecydowanie bardziej "premium" od kolejnej "szmatki" z fast-fashionowej sieciówki? Ale w tych sieciówkach też trafiają się perełki, które zdają próbę czasu i wydają się niczym nie ustępować "markowym", drogim, czy też szytym lokalnie odpowiednikom. Nie zdarza się to często, ale zdarza, i mimo tego odczuwałabym pewien zgrzyt nazywając swoją paroletnią czarną koszulkę z H&Mu towarem w jakikolwiek sposób luksusowym.

Dotarło do mnie, że luksusem dla mnie jest sięgnięcie po coś ze świadomością, że powstało ono bez cierpienia, niewolniczej pracy czy innych wątpliwie moralnych praktyk. Jest to luksus nie tylko dlatego, że etycznie wyprodukowane rzeczy są zazwyczaj droższe (a na pewno znacznie droższe niż w którymś z dobrze znanych chińskich sklepów) - ale przede wszystkim dlatego, że zweryfikowanie informacji producenta wymaga czasu i jest to coś bardziej skomplikowanego niż znalezienie napisu "made in Poland" na metce. Bo nawet jeśli samo szycie miało miejsce lokalnie, to wciąż nie wiadomo, w jakich warunkach (jakiś czas temu pojawiły się informacje o włoskich markach modowych i ich podwykonawcach wykorzystujących pracowników). Miejsce szycia nic też nie mówi o pochodzeniu materiału, jak dokonano jego obróbki. Taka skóra na przykład - poza oczywistym faktem, że pochodzi ona z zabitego zwierzęcia - najpierw jest garbowana i przygotowana do dalszej obróbki. W przypadku garbowania chemicznego, jak nietrudno się domyślić, używa się związków m. in. chromu, które mogą powodować choroby u ludzi, jeśli nie używa się odpowiednich środków ostrożności. A są miejsca na świecie, gdzie tak się dzieje - jak w Bangladeszu (trochę obszerniejszy raport jest tutaj). I tak można ciągnąć dalej - jak wyglądają uprawy bawełny, jak wygląda farbowanie materiałów, czy nawet projektowanie...


Nie chcę tutaj rzucać się z widłami na wszystkich, którzy ubierają się w sieciówkach, zamawiają rzeczy z Chin, bo jak sama napisałam - znalezienie czegoś, co spełnia nasze oczekiwania i zostało wyprodukowanie bardziej etycznie wymaga czasu i pieniędzy. Ale jeśli chcemy coś kupić dlatego, że mamy ochotę, a nie dlatego, że faktycznie coś jest nam niezbędne, to może lepiej poświęcić chociaż chwilę na to, żeby sprawdzić chociaż ten kraj produkcji na metce, czy skład, czy cokolwiek. I drugą chwilę na zastanowienie się, czy to tylko nie chwilowa zachcianka, a nową rzecz za parę dni odrzucimy w kąt - bo chyba najlepsza rada na tę chwilę, jak kupować etyczniej i świadomiej, to po prostu kupować mniej.